|
Jak właściwie zaczęła się moja przygoda w jeździectwie ?
Właściwie to całkiem przypadkiem… Pewnego dnia mój kolega Olek, który
wtedy już od młodości uwielbiał konie, uczył się w Technikum na kierunku
technik weterynarii i w tym samym czasie prowadził lekcje dla dzieciaków
jazdy konnej, ale też sam jeździł niedaleko mojej miejscowości a bardzo
chciał, żebym mu czasami pomógł z karmieniem koni jak przyszykowanie
paszy czy siana. Wtedy bardzo się bałem tych koni bo przecież są takie
WIELKIE i mogą mi coś zrobić ale już po pierwszym spotkaniu zmieniłem
kompletnie zdanie na ten temat i od tamtej pory konie są dla mnie jak
wielkie przytulaki. Gdy już zdałem prawo jazdy miałem jak dojeżdżać na
stadninę, więc było mi o wiele lepiej z dojazdem. Moje pierwsze kroki w
jeździectwie wyglądały na pierwszy raz dość nieodpowiedzialnie, ponieważ
moja pierwsza jazda, gdzie nawet nie wiedziałem co i jak wyjechaliśmy w
teren razem z Olkiem. Pokazał mi wtedy tylko jak trzymać wodzę i
kierować koniem. Od tamtego momentu jeździectwo było, jest i będzie
pasją do końca życia. Ogólnie od pierwszej jazdy przez następne dwa lata
uczyłem się sam jeździć. Nie miałem instruktora, ale czasami Olek mi
pomagał w treningach. Praktycznie zawsze jeździłem na rudej klaczy
imieniem Belinda ale czasami jeździłem na klaczy imieniem Romina,
wałaszku imieniem Jordan oraz kolejnym zwanym Forestem. Jazda konna
zawsze pozostanie jako moja pasja !
|